Tak, jestem Panią po pięćdziesiątce. Jak nobliwie to brzmi. Czy identyfikuje się z tym stwierdzeniem? Nie wiem, ale czuję, że to określenie do mnie trochę nie pasuje, bo jestem przecież tą dziewczyną, zwykłą dziewczyną, co z tego, że po pięćdziesiątce.
Nie mogę w to uwierzyć. Kiedy ten czas minął. Kiedy, te wszystkie chwile odeszły? Tak, tak, wiem, że to tylko liczba. No właśnie liczba. Przecież tego nie czuję. Nadal chce mi się żyć, żyć z pasją i nadzieją. Biegać po łące pełnej kwiatów, chodzić po kamieniach w górskim strumieniu, stąpać po miękkim mchu na leśnej polanie i grzęznąć w piasku na morskiej plaży. Czekać na smak słodkich truskawek i zapach bzu w majowy poranek. Słuchać gwizdów kosa wieczorem w ogrodzie i śpiewu ptaków o poranku. Czuć „motyle w brzuchu”.
Czy coś się zmieniło?
Pojawiło się kilka siwych włosów na mojej głowie, ale jeszcze trudno je dostrzec. Codziennie w lustrze uśmiechają się do mnie „kurze łapki’’ wokół moich oczu. Tak są, są coraz większe, ale jakoś się do nich przyzwyczaiłam. Najtrudniej chyba pogodzić się ze smutnym wyrazem twarzy, który czasem widzę, mijając witrynę sklepową, czy zerkając w przypadkowe lustro i to jest chyba ten znak. Znak upływającego czasu.
Życie odbiło swoje piętno wokół moich ust. Tyle trudnych dni, tyle nieprzespanych nocy. Tyle spraw, które przetoczyły się przez moje życie. Tylu ludzi wnoszących do mojego życia ogrom emocji, tych dobrych i tych złych. Dziś za nie wszystkie dziękuję, bo wiem, że dzięki nim jestem w tym miejscu taka, jaka jestem. Dlaczego tak rzadko się śmieję? Dlaczego tak trudno szukać radości na twarzy? Przecież dziś jest dobrze. Nie wiem, co będzie jutro, ale dziś jest dobrze!